Wywiad z Panem Wiesławem Prostko
„CENIĘ TO, ŻE PRZY WAS CZŁOWIEK NIGDY SIĘ NIE NUDZI…”
(Wywiad z Panem dyrektorem Wiesławem Prostko)
– Zacznijmy od bardzo ogólnego pytania. Co planuje Pan zmienić w naszej szkole?
– Przede wszystkim uważam, że ta szkoła pod wieloma względami funkcjonuje bardzo dobrze. Mam tu na myśli pracę nauczycieli, zaangażowanie uczniów… Mnie pozostaje tylko i wyłącznie dawać większe pole do działania, mniej się wtrącać albo w ogóle się nie wtrącać i niech to „hula”, bo myślę, że to działa dobrze. Co chciałbym zmienić? Chciałbym jeszcze bardziej wciągnąć do współpracy rodziców, którzy są zwykle niechętni do tego, żeby wejść w życie szkoły i chciałbym jeszcze, żeby uczniowie bardziej poczuli, że są u siebie w domu i że naprawdę mogą coś w tej szkole zmieniać. Jeśli choć tyle by mi się udało, to byłbym szczęśliwy.
– Czy może Pan podsumować pierwsze miesiące swojej pracy na stanowisku dyrektora?
– Były bardzo trudne, właściwie są ciągle bardzo trudne. Jest to praca bardzo wymagająca, pochłania mnie, mój czas. Jej zdecydowaną większość stanowią prace biurowe, a nie to, co chciałbym robić najbardziej, czyli kontakt ludźmi. Dużo czasu spędzam nad rzeczami, którymi przez wiele lat się nie zajmowałem. Po prostu w działaniach dyrektora więcej jest administrowania niż kontaktu z uczniami. Spotykamy się raptem na kilku lekcjach. Tak to wygląda…
” Czy jakieś obowiązki związane z funkcją dyrektora dały się już Panu we znaki? Czy jest jeszcze coś oprócz tej „papierkowej roboty”?
– Czasami trudno jest rozstrzygnąć, rozwiązać problemy, z którymi przychodzą uczniowie albo nauczyciele w kontekście uczniów. Jest to dla mnie trudna działka, chociaż staram się tu być jednoznaczny. Chciałbym, żeby każdy uczeń, który do mnie przychodzi, miał świadomość, że przychodzi po to, żeby być u siebie, ale z drugiej strony jego wolność jest ograniczona poprzez wolność innych. Czasami jestem w dość trudnej sytuacji, kiedy muszę prawie dorosłemu człowiekowi wyjaśniać, że pewnych rzeczy się po prostu nie robi. Nie chodzi o to, że nie wolno robić, tylko się nie robi, że na przykład do starszych ludzi odnosi się z szacunkiem… W tych sprawach jestem i na pewno będę zdecydowany, natomiast rzeczywiście są one trudne. Zresztą, sprawy związane z ludźmi w ogóle nie są łatwe. Każdy człowiek chce być szanowany, ma poczucie własnej godności, ale czasami zapomina, że gdzieś przekracza linię, której przekraczać nie wolno.
– Co spowodowało, że zdecydował się Pan kandydować na to stanowisko?
– Ja zdecydowałem się już 5 lat wcześniej, ale ze względów formalnych moja kandydatura nie mogła być rozpatrywana. I kiedy mijała kadencja pana dyrektora Bigosa, naturalnym było, że pojawiły się rozważania, czy kandydować czy nie. W związku z tym, że miałem pewną własną wizję pracy szkoły, która była chyba troszkę odmienna, powiedziałem sobie, że warto spróbować. Ponieważ popierała mnie znaczna części grona nauczycielskiego, to podjąłem taką decyzję. Powiem, że jej nie żałuję, chociaż – jak już wcześniej wspomniałem – praca nie jest łatwa.
– A co ceni Pan w uczniach?
– Cenię to, że przy was człowiek nigdy się nie nudzi. Wy potraficie zaskoczyć mnie takimi sprawami, które po prostu do głowy by mi nie przyszły, w ogóle dorosłym by już nie przyszły do głowy. Podzielę się prostym przykładem; może nie dotyczy on bezpośrednio uczniów naszej szkoły, ale młodzieży w ogóle. Moje pokolenie było wychowywane w czasach, kiedy o żołnierzach wyklętych właściwie się milczało. Ja przyznam szczerze – ze wstydem – że ta część historii Polski była dla mnie prawie nie znana przez bardzo długi czas. Zresztą później, kiedy już nawet była znana, moje pokolenie – jakoś nie zdając sobie z tego sprawy – nie miało odwagi zawalczyć o honor tych ludzi. I kto to zrobił? No wyście to zrobili, to zrobili młodzi ludzie, którzy, że tak powiem, postawili sprawę na nogach, a nie na głowie(!) Chcę powiedzieć, że są takie sytuacje, w których młodzi, uczniowie, każdy z was, nam dorosłym – nauczycielom, ale także innym ludziom, nagle uświadamiają, że istnieją proste zasady, bo wy wyznajecie proste zasady: „tak”- „nie”, „dobro”-„zło”. My wchodzimy już w te odcienie szarości: „ale”, „jednak”, itd. Natomiast myślę, że dobrze jest, aby każdy dorosły człowiek, każdy nauczyciel, uświadomił sobie, że zanim wejdzie w te odcienie szarości, to najpierw musi bardzo wyraźnie powiedzieć: „tak” jest „tak”, a „nie” jest „nie”. Właśnie to w was, uczniach, cenię najbardziej. To, że jesteście bezkompromisowi, czasami buntowniczy, ale któż z nas nie był? To jest w was piękne.
– Czy jest Pan usatysfakcjonowany osiągnięciami i wynikami w nauce naszych uczniów?
– Czy ja jestem usatysfakcjonowany? Ja bym odwrócił pytanie, a właściwie całą sytuację. Bardzo bym chciał, żeby to uczniowie byli zadowoleni ze swoich osiągnięć. Oczywiście, satysfakcja nauczyciela jest ważna, natomiast ona jest wtórna, ona naprawdę nie jest najważniejsza. Przede wszystkim liczy się to, jak wy oceniacie swoje postępy i wyniki w nauce. Gdybym miał rzeczywiście mówić o swoich odczuciach, to zauważam, że kiedy porównujemy pokolenia, czyli uczniów sprzed na przykład dziesięciu czy piętnastu lat, to obecnie chyba bardziej dominuje grupa młodych ludzi, którzy mniej cenią naukę. Uważają ją za sprawę mniej istotną w życiu. Mnie jako nauczyciela to oczywiście smuci, wolałbym, żeby było inaczej, natomiast z drugiej strony to jest wasze życie, to wy je sobie kształtujecie… Boję się tylko, że w którymś momencie trzeba będzie robić drugą rundę, nawracać i robić rzeczy, które trzeba było wykonać wcześniej. Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, czy ja jestem usatysfakcjonowany – chyba nie do końca.
– Czy jest Pan zadowolony z atmosfery panującej w naszej szkole?
Tak, ja bardzo lubię atmosferę w tej szkole. Po pierwsze bardzo lubię naszych uczniów. Nawet ci trudniejsi – jeśli chodzi o zachowanie – zasadniczo bardzo rzadko przekraczają granicę chamstwa, czego ja osobiście nie toleruję. Owszem, zdarzają się zachowania dziwne, trudne, mało przyjemne, ale te granice, których nie dopuszczamy, raczej nie są przekraczane. Natomiast jest tu cała masa ludzi „pozytywnie zakręconych” i fajnych, którzy potrafią człowieka także nakręcić. Podobnie jest z gronem nauczycielskim. Mam w tej szkole bardzo wielu serdecznych przyjaciół, z którymi pracuję od lat, ale także tych, z którymi pracuję od niedawna, a którzy są naprawdę niezwykle pozytywnymi ludźmi. Podsumowując, bardzo sobie cenię atmosferę w tej szkole i nie wiem, czy zamieniłbym ją na jakąkolwiek inną.
– Jakie rady dałby Pan uczniom klas pierwszych i tegorocznym maturzystom?
– Uczniom klas pierwszych przede wszystkim powiedziałbym, żeby się nie przerażali pierwszymi niepowodzeniami, bo przeskok z gimnazjum do szkoły ponadgimnazjalnej jest naprawdę trudny i czasami boli. Niekiedy jest to spadek z ocen bardzo dobrych na dobre albo dostateczne – na początku przynajmniej – a czasami jeszcze niżej, z dobrych czy dostatecznych na niedostateczne. Na pewno pierwsze wrażenie jest wtedy takie: „Boże, co ja tutaj robię i po co ja wlazłem w taką sytuację?”. Trzeba to przetrzymać, przemyśleć, dlaczego tak się dzieje. Często dlatego, że mamy zaległości dotyczące materiału albo po prostu nie potrafimy się uczyć. Co mogę poradzić? Po pierwsze – nie bójcie się, a po drugie – zacznijcie jak najszybciej traktować tę szkołę jako swoją. To jest wasza szkoła, w której, zanim się obejrzycie, wy przejmiecie rządy. Jeśli natomiast chodzi o maturzystów, to są oni już na tym etapie, że właściwie żadna rada im nie pomoże. Mogę powiedzieć tylko tyle; trzymam za was kciuki, życzę wam jak najlepiej, wykorzystajcie czas, który wam pozostał, najlepiej jak umiecie.
– Czy mógłby Pan opowiedzieć coś o swoich zainteresowaniach? Chcemy Pana bliżej poznać.
– Ja myślę, że wielu z was mnie bardzo dobrze zna, bo mam mnóstwo znajomych na Facebooku, którzy są uczniami mojej szkoły. Mam bardzo wiele różnych zainteresowań, od takich, które chyba młodych ludzi tak sobie pociągają, jak na przykład polityka. Jestem fanem jednego polityka, ale nie będę wymieniał nazwiska, żeby nie robić agitacji. Bardzo ważna jest dla mnie troska o życie rodzinne i o dobro związane z ochroną życia dzieci nienarodzonych. Powiem tutaj całkiem szczerze i otwarcie; dla mnie to, że społeczeństwo dzisiejszych czasów pozwala na mordowanie ludzi, jest totalną hańbą i marzę o tym, żebyście wy to zmienili, bo naszemu pokoleniu już chyba się to nie uda, ale wasze może to zrobić.
Bardzo kocham sport, mimo że już nie uprawiam, właściwie nigdy nie uprawiałem, ale bardzo lubię sport, szczególnie piłkę nożną. A razem z córką – chociaż ona jest w Poznaniu, a ja w Łącku – oglądamy każdy mecz Borussi Dortmund. Jestem wiernym kibicem Borussi, bo jest to klub, który tak naprawdę zakładali Polacy. Historia jest przeciekawa, ale to już na inny czas.
Na koniec zapytam o to, kto jest dla Pana autorytetem. Na kim wzoruje się Pan w życiu zawodowym i prywatnym?
W życiu prywatnym mam kilka osób, które chciałbym naśladować. W sferze publicznej – wymienię niestety to nazwisko, chociaż miałem tego unikać – jest to polityk, nazywa się Marek Jurek. Niezwykle szanuję jego dokonania i postawę życiową; bardzo chciałbym być takim niezłomnym w wielu dziedzinach, nie tylko politycznej, ale i społecznej.
Kluczową w moim życiu była postać papieża Jana Pawła II i nie mówię tego tylko dlatego, że jest świętym. Mówię to, ponieważ właziłem na drzewo, kiedy przejeżdżał przez krakowskie Błonia, żeby być bliżej niego. Mówię to, bo ja – wtedy już dorosły mężczyzna – płakałem na jego homilii. To jest osoba, która bardzo przewartościowała moje życie i ciągle jest dla mnie wyrzutem sumienia; w tym sensie, że on gdzieś wyznaczył standardy, które oczywiście wcześniej wyznaczył jeszcze ktoś inny – i ja wciąż łapię się na tym, że tych standardów nie dotrzymuję.
Natomiast w życiu zawodowym… Kiedy byłem w liceum i mieszkałem w Olsztynie, miałem taką polonistkę, nie słyszy mnie już pewnie, bo nie żyje. Pani Rita Kühne – Warmiaczka, która potem wyjechała z Polski, chociaż przetrzymała najczarniejsze okresy. Niezwykła kobieta, bardzo zasadnicza. Na lekcji nigdy nie pozwalała sobie na pobłażliwość, traktowała wszystko niezwykle poważnie, ale z wielkim sercem. Wkładała mnóstwo pasji i zaangażowania w pracę z nami, chociaż czasami potrafiła przymknąć oko na jakieś nasze głupawe wybryki. Pamiętam, jak raz powiedziała: „ Prostko, ja ci postawię dwóję! Ty w końcu zacznij prowadzić ten zeszyt.” . Nie prowadziłem zeszytu do polskiego, to znaczy prowadziłem go, tylko w zeszycie, w którym było siedem innych przedmiotów… Ale umiała uczciwie potraktować ucznia i kiedy przyniosłem ten zeszyt, to myślałem, że dostanę tróję, bo zeszyt jej tylko przyniosłem, a ona mówi: „No w końcu doczekałam się tego, czego brakowało. Siadaj – pięć”. Taka była Pani Rita, polonistka, która we mnie zaszczepiła ciepło do literatury i do języka polskiego.
– Bardzo dziękuję z rozmowę.
Z Panem dyrektorem Wiesławem Prostko
rozmawiała Małgorzata Szczepaniak z klasy IIB.